czwartek, 05 marca 2020 09:19

Morda, Mordeczka, Mordunia – taka serdeczna ksywka naszego Kolegi Henryka Krenkiego.

Napisał

Oto jego życiorys napisany własnoręcznie.

Ku pamięci. Miałem dość pogodne dzieciństwo. Ojciec Artur w latach trzydziestych pracował w Urzędzie Skarbowym, jako poborca skarbowy. Mama zajmowała się domem. Spokojny rytm naszego życia przerwał wybuch wojny 1939 roku. W czasie okupacji niemieckiej dotkliwie odczuwaliśmy brak wolności, doświadczyliśmy biedy materialnej. We wrześniu 1939 roku rodzice zapisali mnie do szkoły podstawowej nr 2 w Kutnie. Nauka trwała bardzo krótko, już w grudniu Niemcy szkołę zamknęli i wprowadzili całkowity zakaz nauki polskich dzieci. Jedyną możliwością zdobywania wiedzy były tajne nauczania. Mieszkania prywatne, w których odbywała się nauka były strzeżone przez naszych rodziców. Bo jak wiadomo za tajne nauczanie rodzicom i nauczycielom groziły wówczas obozy pracy albo obóz koncentracyjny.

Ojciec był szykanowany, chciano zmusić Go do przyjęcia obywatelstwa niemieckiego. Niezwykle bolesnym doświadczeniem dla naszej rodziny były nieustanne przesłuchiwania ojca na gestapo. Ojciec nie dał się złamać, do końca życia pozostał Polakiem, należał także do Armii Krajowej. Zmarł w 1943 roku. Po jego śmierci mama podjęła pracę w zakładzie drobiarskim.

Po zakończeniu wojny w 1945 roku poszedłem do piątej klasy szkoły podstawowej. Ważną rolę odgrywało wtedy harcerstwo, byłem w 3 Męskiej Drużynie Harcerskiej (III MHD). Na lilijce harcerskiej widniały pierwsze litery hasła: Ojczyzna Nauka Cnota, wartości te były inspiracją dla naszego życia i działań. W 1948 roku ukończyłem szkołę podstawową, zostałem przyjęty do gimnazjum, a następnie liceum Państwowych Kujawskich Zakładów Techniczno – Naukowych we Włocławku.

W 1952 roku po maturze i pomyślnie zdanym egzaminie wstępnym zostałem przyjęty na pierwszy rok studiów Szkoły Inżynierskiej, a następnie Politechniki Szczecińskiej. Rozpoczął się dla mnie ważny i ciekawy czas życia studenckiego i czas życia przyszłego inżyniera.

W ramach studiów ukończyłem studium wojskowe, uczelnię opuściłem w stopniu podporucznika.

Jeszcze trochę drobiazgów; na moment wrócę do czasów wcześniejszych, do czasów studiów. Otóż nasze roczniki brały aktywny udział w życiu kulturalnym, sportowym uczelni i miasta. Koleżanki i koledzy, a wśród nich: Ania Zięba – Zdun, Staszek Neumann, Tadek Zieliński śpiewali w słynnym chórze pod dyrekcją Jasia Szyrockiego, potem profesora Szyrockiego. Błażej Daszyński śpiewał w kwartecie wokalnym Uczelni. Ja miałem zaszczyt zasilać zespół Akademickiego Teatrzyku Satyrycznego „Skrzat” razem z Tadziem Klimowskim, Andrzejem Androchowiczem. Kaziem Taczałą, Jasiem Grzędą graliśmy w koszykówkę w drugoligowym zespole AZS–u Szczecin.

W czerwcu 1957 roku odebraliśmy dyplomy ukończenia studiów II stopnia.

Siedząc na schodach wydziału żegnaliśmy piękny czas, wypełniony intensywna nauką, młodzieńczą nadzieją i planami!

Pracę rozpocząłem wcześnie, na piątym roku studiów. W tym czasie trwało uruchomienie produkcji motocykla „JUNAK” w szczecińskim zakładzie (SWSM – Szczecińskiej Wytwórni Sprzętów Metalowych przy al. Wojska Polskiego w danej fabryce Stoewera, dopisek M. W). Politechnika otrzymała zlecenie na opracowanie technologii II rzędu, a ściślej zaprojektowania oprzyrządowania do produkcji elementów motocykla.

W ramach zawartej umowy tworzyliśmy 3,4 osobowy zespół realizujący zadanie. Zespołem kierował Jasio Czajka. Rysunek techniczny opanowałem w szkole średniej, co dało mi zwolnienie z zaliczenia tego przedmiotu na pierwszym roku studiów i pozwoliło wejść w skład grupy Jasia Czajki. Praca była korzystna finansowo, za formatkę A4 projektu płacono 12,9 złotego; dla porównania, za pokój w akademiku płaciłem 9 złotych za miesiąc.

Zakres prac pozwolił na zatrudnienie do grudnia 1957 roku. Następnie, dzięki kontaktom z uczelnią, podjąłem pracę w zakładzie obróbki metali, pod kierunkiem inżyniera Bogusia Birke. i tam pracowałem do marca 1958 roku.

W tym czasie poznałem bliżej prof. Darmochwała, który zachęcał mnie do podjęcia pracy w Łodzi w Fabryce Maszyn dla przemysłu spożywczego przy ul. Lipowej 4.Oferowane warunki pracy były bardzo dobre, jednak brak możliwości otrzymania mieszkania spowodował, że nie podjąłem tej pracy.

Wracając z łodzi dowiedziałem się o nowo- organizowanym Zakładzie podzespołów radiowych „Mifleks” w rodzimym Kutnie. Nazwa zakładu pochodzi od nazw surowców: mika, folia, styroflex. W powstającym zakładzie poszukiwano inżyniera mojej specjalności; w marcu 1958 roku podjąłem pracę, i w zakładzie doświadczalnym pracowałem do czasu przejścia na emeryturę. Załoga zakładu „MiIFLEKS” liczyła wówczas 3600 pracowników.

W czasie pracy w „Mifleksie’ na Politechnice Warszawskiej ukończyłem studia podyplomowe w zakresie Ergonomii i Bezpieczeństwa Pracy, przeznaczone dla konstruktorów maszyn i urządzeń przemysłu elektronicznego.

W ZPR „MIFLEKS” mogłem wykorzystać wiedzę zdobytą na studiach, takie zresztą było oczekiwanie.  Kierownictwo zakładu, darząc mnie zaufaniem, powierzyło mi organizację i powołanie służb zaplecza technicznego. W jednym wydziale obsługi produkcji skupiono zalążki: służby remontowej, gospodarki narzędziowej i energetycznej. Zakład rozwijał się, dbano o ciągłą modernizację technologii produkcji wyrobów. Produkowano: kondensatory niskonapięciowe, powielacze napięcia oporniki i inne podzespoły, od krótkich po milionowe serie.

Daleko idąca mechanizacja wymagała wiedzy z zakresu technologii budowy maszyn, pneumatyki i elektroniki. Od zaplecza technicznego wymagano wysokich kwalifikacji w zakresie konstrukcji wykonawstwa maszyn, narzędzi specjalnych z rodziny krępowników, wykrojników, ciągowników i form wtryskowych, a więc wyrobów zapewniających wzrost produkcji podzespołów radiowych. W Zakładach następuje ciągła modernizacja i rozwój zaplecza, za funkcjonowanie, którego byłem odpowiedzialny.
Możliwość wykorzystania wiedzy w praktyce dawała dużo satysfakcji.

Przełożeni pionu budowy maszyn - kierownictwo zakładu i władze resortu wysoko oceniały moją wiedzę i umiejętności. Minister Przemysłu maszynowego nadał mi tytuł specjalisty w zakresie konstrukcji urządzeń technologicznych do produkcji kondensatorów. Dynamiczny rozwój zakładu nastąpił dzięki wprowadzeniu do produkcji podstawowej, specjalistycznych automatów półautomatów i urządzeń technologicznych, pozwalających na wzrost produkcji ilościowej i jakościowej oraz na rozszerzenie asortymentu wyrobów. Wprowadzone do produkcji maszyny naszej konstrukcji wyparły ręczne prace znaczących operacji i zabiegów technologicznych. Komórki zaplecza technicznego zmieniły organizację i wprowadziły w zakładzie nowe technologie.

W ramach działalności przedsiębiorstwa powołany został zakład doświadczalny z własnym biurem konstrukcyjnym maszyn, urządzeń i pionem wykonawstwa rzeczowego. Otrzymałem funkcję Głównego Specjalisty do spraw Budowy Maszyn.

Wśród produkowanych urządzeń jednymi z ciekawszych były kotły próżniowe zapewniające wysoka próżnię ( 10 ) zasilane zespołem pomp dyfuzyjnych.

Urządzenia przeznaczone były do impregnacji kondensatorów, a przede wszystkim do metalizacji próżniowej folii tworzywowych. Przy okazji warto wspomnieć o operacji profilowania dennic kotła metoda wybuchową. Zupełnie nowatorskie było zastępowanie zgrzewania elementów aluminiowych spajaniem na zimno. Jeżeli zgrzewanie powodowało powstawanie braków na poziomie 30 do 40%, to spajanie na zimno dawało śladowy procent braków. Moją pracę zawodową przez lata łączyłem z pracą oświatową. W szkole przyzakładowej uczyłem przedmiotów zawodowych.

Praca zawodowa to istotna część mojego życia.

Zainteresowania społecznikowskie, chęć służenia społeczności lokalnej wpłynęły na decyzję kandydowania do władz samorządowych. Byłem radnym miasta przez sześć kadencji.

Praca zawodowa i społeczna były wynagradzane odznaczeniami państwowymi i branżowymi. Najważniejsze jednak było uznanie ludzi, z którymi pracowałem, i dla służby, których byłem powołany.

Nieustannie pozostaję wdzięczny moim wychowawcom i nauczycielom. Czuję się obdarowany przyjaźnią wielu ludzi, koleżanek i kolegów. Kończąc garstkę wspomnień, pozostaję z Wami w ciągłej łączności.- Henryk Krenke (ta sama „MORDA”)

Czytany 294 razy Ostatnio zmieniany niedziela, 29 listopada 2020 15:45
Zaloguj się, by skomentować