czwartek, 05 stycznia 2012 15:46

MEPROZET (2) - Mimo przestróg wchodzę do tej samej rzeki po raz drugi

Napisane przez Mieczysław Walków

Powtórka w Pyrzycach.
Niemal od samego początku lipca 1981 r. zaczął mnie odwiedzać pan Józef Ciszek i namawiać, abym powrócił do PMPZ Meprozet w Pyrzycach. Tym razem na stanowisko kierownika przedsiębiorstwa, czyli dyrektora. Nie robiłem mu nadziei, ale ówczesne władze Meprozetu w Warszawie i w Pyrzycach uparły się i nie dawały mi spokoju.

Moja żona absolutnie nie chciała o tym słyszeć, nawet wtedy, kiedy delegacja z zakładu trafiła  do niej osobiście.
Sporządzili (15.07.81) pismo, z którego można było wyczytać: "Załoga Przedsiębiorstwa Mechanizacji Produkcji Zwierzęcej Meprozet w Pyrzycach, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy - Solidarność I Podstawowa Organizacja Partyjna, wyrazili swoją wolę, poprzez głosowanie tajne i wybrali Pana na stanowisko Naczelnego Dyrektora naszego przedsiębiorstwa. Praca ta nie będzie łatwa, bo problemów jest wiele, ale wierzymy, że razem z całą załogą możliwe jest wydźwigniecie zakładu z tego impasu" (sic). I podpisali.
Podpisały wszystkie ówczesne czynniki: związkowe, pracownicze i partyjne.
Kiedy, przynieśli mi to wystąpienie zacząłem się głośno śmiać.
Przyjechali w komplecie – obaj przewodniczący i sekretarz, nie wiedzieli jak mają się zachować. Siedzieli cichutko i spoglądali, to na mnie, to po sobie. Wyjaśniłem, że mój śmiech jest niemal śmiechem  historii. Taka zgodność pomiędzy stronami będzie kiedyś na wagę złota - powiedziałem.

W międzyczasie rozmawiałem już telefonicznie z pełniącymi obowiązki w zjednoczeniu MEPROZET, czyli z dyrektorem  J. Aleksiejukiem i jego zastępcą mgr inż. Jerzym Tajchmanem.  Znałem ich z poprzedniej  pracy w tej organizacji. To właśnie oni powiedzieli mi, że zakład w Pyrzycach jest na krawędzi bankructwa.

Dobrze zapowiadająca się produkcja wozów paszowych nagle została przerwana, z powodu braku odbiorców, a innej produkcji nie mają. Oczywiście obwiniano ówczesnego dyrektora, który przyszedł z Fabryki Armatur w Lipianach o nazwisku, chyba Iwanik. Był na miejscu  inżyniera Stefana Kielka, o którym wspominałem przy okazji przyjmowania mnie do tej firmie.
Pamiętałem dobrze ówczesną atmosferę. Odchodziłem wtedy z Pyrzyc do Szczecina, a ci panowie ( Zjednoczenia Meprozet) przyjmowali Iwanika i bardzo się cieszyli z jego przyjścia do Pyrzyc. Wiele sobie po nim obiecywali.

Po rozpoczęciu strajków sierpniowych zaczęły się w firmie kłopoty. Dyrektor zajął się "Rewolucją", a  PGRy zaprzestały kupować cokolwiek. Wozy paszowe przede wszystkim.  

W tym miejscu jestem zmuszony skomentować ówczesne wytwarzanie psychozy, że PGR'y nie są opłacalne i należy je likwidować. Zastrzegam, że jest to, mój punkt widzenia.  
Osobiście nie znałem takiego gospodarstwa, które by było na krawędzi plajty.
Wręcz przeciwnie, były to gospodarstwa wyjątkowo majętne i szczodre, a nawet rozrzutne. Przynajmniej z takimi miałem do czynienia.
W Pyrzycach przedsiębiorstwo MEPROZET wynajęło dla mnie samodzielne mieszkanie, na osiedlu gdzie mieszkali wyłącznie pracownicy Kombinatu Rolnego. Przez wiele lat znałem sporą grupę osób z kadry zarządzającej Kombinatem i poszczególnymi gospodarstwami: dyrektorów, kierowników, brygadzistów i samych robotników, i stwierdzam, że nie widziałem tam ludzi biednych i nieszczęśliwych.
Przeciwnie, było mi nieraz głupio, że ja, jako dyrektor przedsiębiorstwa nie mogłem mieć takiego wyposażenia w domu, jakie mieli PEGEROWCY, jak ich niektórzy złośliwie określali.
Ponadto każdego dnia służby Kombinatu przywoziły na Osiedle świeże mleko, które rozdawano dla wszystkich pracujących w poszczególnych gospodarstwach.
Jesienią każda rodzina otrzymywała za darmo okopowe na zimę.
Przywożono niemal pod okienko piwniczne.
Ponadto w okresie kartek na mięso, mieszkańcy Osiedla jedli własne wędliny z wyhodowanych świnek na tak zwanych "ponderozach". Były to zagrody na obrzeżu Osiedla, gdzie hodowano nie tylko nierogaciznę, ale i wszelakie ptactwo oraz króliki.
Dyrektor Kombinatu każdego roku polecał, na przylegającym do osiedla 8-10 ha kawałku ziemi, zasiewać najczęściej kukurydzę, z której korzystali wszyscy zajmujący się hodowlą przydomową.
Kiedyś zapytałem pana Jana S.- dyrektora Kombinatu, dlaczego pozwala na zabór tego, co należy do gospodarstwa? Uzyskałem odpowiedź bardzo pouczającą.
– Jeżeli mają kraść, a kraść będą, to niech przynajmniej nie wykorzystują sprzętu i paliwa. Z tego pola wozić mogą taczkami lub nosić na plecach.

Kilkadziesiąt hektarów wspaniałej ziemi tuż pod bokiem Osiedla dyrektor przeznaczył na ogrody działkowe, na których uprawiano nie tylko warzywa, ale i okopowe oraz sadzono drzewa owocowe.

W Kombinacie pyrzyckim jedno z gospodarstw zajmowało się sadownictwem.
Sady pyrzyckie należały do największych w Polsce. Kierował nimi mój dobry znajomy i przyjaciel mgr inż. Paweł Bekasiak. Do gospodarstwa należały również sady w Trzcińsku Zdroju. Sady ze swoją chłodnią na owoce były znane nie tylko w kraju. Na brak owoców nikt nie narzekał. Nawet ja mogłem kupić po obniżonej cenie i wszyscy moi pracownicy w MEPROZECIE.

Drugim bogatym Kombinatem obok Pyrzyc był zespół gospodarstw w Żabowie. Jego osiągnięcia zbioru pszenicy z hektara były zbliżone do osiągnięć na zachodzie Europy ( tak przynajmniej referował dyrektor Kombinatu).

Kolejnym bogatym zespołem był Kombinat – Zakład Doświadczalny w Kołbaczu.
Inne dobre gospodarstwa w województwa szczecińskiego były niemal w promieniu kilkunastu albo kilkudziesięciu kilometrów.

I nagle te przedsiębiorstwa zaczęły podupadać. Jedno po drugim. Ludzie z dnia na dzień nie mieli pracy i byli zrozpaczeni. Rozmawiałem z nimi i często pytali mnie jak mają żyć? Co ich czeka?
Prawda, że wtedy nie każdy zdawał sobie sprawę z tego, że wiele innych stanowisk pracy ulegnie likwidacji. Pracował jeszcze przemysł, pracowało budownictwo i transport. I jakoś to się jeszcze kręciło . 

Dopiero w późniejszych latach widać było gołym okiem biedę tych ludzi, którzy żyli z pracy w PGR'ach.
Teraz ich można było spotkać pod sklepami osiedlowymi.
Pili bełty, najczęściej chleb kupowali na krechę. Byli zaniedbani i zagubieni. Bez nadziei szwendali się po okolicy. 
Żal mi było tych, którzy tak niedawno byli syci i w dni świąteczne wystrojeni szli ławą do kościoła.
Mimo wielu błędów tamtej gospodarki, moim zdaniem likwidacja tych miejsc pracy była największym pierwszym błędem transformacji.

W końcu dałem się namówić na przyjazd do Pyrzyc, aby się samemu przekonać o widmie klęski przedsiębiorstwa, któremu przedtem oddałem przysługę chwilowego rozwoju. 

Oni rzeczywiście byli w wielkiej potrzebie.
Na zebraniu ogólnym załogi powiedziałem, że jeśli zdecyduję się kierować zakładem to, nie obiecuję niczego za wyjątkiem ciężkiej i żmudnej pracy. I będę od każdego wymagał tyle samo, co od siebie.
– A mnie chyba doskonale znacie? A skoro tak, to czy decydujecie się, abyśmy pracowali dla wspólnej sprawy? Powiedziałem, że schlebia mi ich pisemne wystąpienie, ale żądam powtórnego tajnego głosowania na zebraniu całej załogi.
Za tym, abym kierował przedsiębiorstwem, wypowiedziało się 93,7%.
– Przeważające siły – pomyślałem. Opozycja zawsze jest potrzebna. Oby była tylko konstruktywna. 
W moim przypadku wiedziałem, kto należy do opozycjonistów. Bo w tym miejscu to ja ich dobrze znałem.
Moja zgoda była przypadkiem szczególnym. Powtórnie wchodziłem do tej samej rzeki, tylko w innym charakterze.
- Skoro zdecydowałem się, wobec tego od pierwszego września rozpoczniemy  odbudowę przedsiębiorstwa.

Przyznaję, że z pomocą pośpieszyło Zjednoczenie. Wpłaciło do banku na nasze konto 5 milionów złotych. Na niezbędne potrzeby chwili.
Nie była to pomoc znacząca, ale była przysłowiową wędką.
Ryb mieliśmy nałowić sami.
Na placu drzemała pokaźna ilość wozów paszowych, których już nikt nie chciał kupować?
Nie było, dla kogo kupować? Fermy były w kłopotach finansowych?
Jak się okazało prawda leżała, powiedzmy po środku. Bo w tym czasie  ludzie byli pobudzeni do wolności, której nie znali i nie wiedzieli, że….że tylko pracą można dojść do celu. Politykowali, politykowali...
 A przedsiębiorstwo MEPROZET, ze swoimi wyrobami na placu, miało nie lada orzech do zgryzienia.

Mnie pozostało, w takiej sytuacji zapytać otoczenie, czego ono potrzebuje? Bo ludzie w moim zakładziku potrzebowali pracy i zapłaty.
Rozesłałem swoich umyślnych do różnych znanych mi przedsiębiorstw z zapytaniem, czy nie potrzebują na przykład ogrodzeń, bram, konstrukcji stalowych, zbiorników na materiały sypkie i ciecze i temu podobne?
I jak się okazało, potrzebowali i dotychczas nie miał im kto tego wykonywać.
Nagle spadliśmy im z nieba.
W ten sposób pracę mieli nie tylko moi ślusarze i spawacze, ale konstruktorzy, technolodzy i reszta służb.
Zaczynała się różnorodna produkcja, zazwyczaj jednostkowa, ale zawsze była i to było najważniejsze. Do kasy zakładu płynęły pieniądze. Dokonałem kilku zmian osobowych, które jak się okazało były trafione.
Generalnym zadaniem dla kierownictwa było upłynnienie i spieniężenie wielkiej ilości (około 80 szt). wozów na wartość rzędu  stu milionów złotych ówczesnych. To było wtedy bardzo dużo. Dopiero później miliony traciły na wartości.

Do rządzenia przedsiębiorstwem podjąłem się w trudnym okresie (wrzesień 1981 roku). Pracy miałem bardzo dużo. Często wychodziłem z zakładu późnym popołudniem i zanim doszedłem do najbliższego sklepu zazwyczaj napotykałem zupełnie puste półki lub jakieś marne resztki, które nawet nie były jadalne.
Przez pięć dni w tygodniu mieszkałem w wynajętym mieszkaniu na osiedlu zwanym "pegeerowskim". Zaopatrywać się mogłem  jedynie w jednym sklepie, jaki miałem po drodze, bo firma, którą kierowałem była również na obrzeżu miasta.  
Nie usiłowałem się skarżyć  i oczekiwać pomocy w załatwianiu moich prywatnych spraw, a także nikt specjalnie nie chciał na siłę mi pomagać.
To chyba oczywiste, że każdy wtedy dbał o własną rodzinę.
Przyznaję, że na tym Osiedlu miałem wielu znajomych i przyjaciół i nie czułem się samotny.
Z sąsiadem (magistrem inżynierem rolnictwa z panem B.) uprawiałem jego działkę i z tej uprawy miałem świeże warzywa, a nawet wczesne ziemniaki.
W sobotę wyjeżdżałem do domu i w niedzielę wieczorem wracałem. Jak zwykle z zaopatrzeniem na kolejne dni w Pyrzycach.

 

Czytany 2679 razy Ostatnio zmieniany środa, 26 maja 2021 16:03
Zaloguj się, by skomentować