środa, 16 grudnia 2009 20:57

Miłość kobiety

Napisał

Pracowałem w N.Y.C na rozbiórkach budynków. Była to praca związana z przygotowaniem do zmiany ich funkcji. Szkoły, biurowce i gmachy użyteczności publicznej, zamieniane były na domy mieszkalne, ponieważ mieszkań w N.Y.C stale jest za mało. Była to praca bardzo nisko płatna, niebywale ciężka i niebezpieczna, ale prawie zawsze można było znaleźć w niej zajęcie, pod warunkiem, że dysponowało się odpowiednia siłę fizyczną. Pracowali przeważnie Polacy-chłopi z Łomży i „białostockiego”.

Pracowałem w tej branży na skrzyżowaniu 78 ulicy i 8 alei. Był to budynek szkoły muzycznej z salami koncertowymi, a w nich były organy. Nasz szef, oczywiście Włoch respektował lunch o godzinie dwunastej. Mało tego, każdy dostawał paczka i kubek kawy. Dlaczego to robił? Nie wiem.

Prócz Polaków pracowali również inni. Pracował z nami Szwed z Malmo. Miał żonę Polkę, na imię miała Kasia. On sam był alkoholikiem i gruźlikiem. Nie potrafił podnieść kilofa nad głowę, a co dopiero młot „Teodorek”, którym pracowałem. Mówili o nim, że ma płuca jak Chopin. Muzykalne porównanie pochodziło od budynku, w którym pracowaliśmy.

Szwed pracował jako windziarz. W czasie lunchu przychodziła do niego żona Kasia. Pracowała „ na domie” niedaleko naszej pracy. Przynosiła mężowi jedzenie oraz ręczniki, które maczała w gorącej wodzie i myła mu twarz, ręce, szyję i wątłe piersi.

Było to osobliwe nabożeństwo. Siedzieliśmy na kupach gruzu wokół Szweda i jego żony i wpatrywaliśmy się w ten rytuał w milczeniu. Nikt nie zaśmiał się. Każdy myślał o tym samym, aby ktoś bliski wytarł mu twarz gorącą wodą. Kasia była drobną, szczupłą kobieta. Uśmiechała się do nas promiennym, łagodnym uśmiechem. Oddalibyśmy cały dzień filmu porno za tą godzinę czystej miłości!

Oczywiście zazdrościliśmy Szwedowi i mieliśmy do niego uczucie jak do dziecka. Każdy chciał mu w czymś pomóc. Jej miłość powodowała uzewnętrznienie się u nas jakichś opiekuńczych uczuć. Docierała też do najgłębszych pokładów, które każdy z nas chował starannie przed innymi.

Kiedy trzeba było wnieść coś ciężkiego do windy, bez słowa podchodziło dwóch lub trzech osiłków o twarzach nie golonych i brudnych i robiło to w milczeniu. Szwed kwalifikował się do zwolnienia z pracy, lecz nikt tego nie zrobił.

W ekstremalnych warunkach wytwarza się pewien mikroklimat miedzy mężczyznami, który owocuje opiekuńczością w stosunku do słabszych osobników. Praca w budynku szła bardzo szybko. Budowa została zakończona. Nas wszystkich zwolniono z pracy. Szwed gdzieś się zapodział. Podobno wrócił do Szwecji wyleczony opieka Kasi. Mam nadzieję, ze zachował dla nas Polaków coś więcej niż sympatię. Myślę, że zasłużyliśmy na uczucie przyjaźni. Pragnąłbym tego.

Czytany 1471 razy Ostatnio zmieniany czwartek, 28 listopada 2013 01:48
Więcej w tej kategorii: « Trupy na autostradzie Indianin Navajo »
Zaloguj się, by skomentować