Wziąłem kurs z N.Y.C. do Chicago. Jest to 22 godzinna trasa. Nie bierze się na niej pomocnika. Tyle samemu można wytrzymać. Jedzie się z lotniska Kennedyego do lotniska O’Hare. Oddaje się towar, po czym dzwoni po agentach prosząc o towar na powrotną drogę. Popełniłem błąd. Jechałem do Chicago w nocy z soboty na niedzielę. W niedzielę nie dostałem towaru. Dostałem go po 3 dniach oczekiwania przed rampą magazynu. Cztery dni nie spałem.
Skulony w szoferce pilnowałem ciężarówki. Podróż powrotna zaczęła się wieczorem. Byłem skrajnie zmęczony. Powtarzałem sobie w czasie jazdy na autostradzie. Tylko nie zaśnij! Jedź równo i spokojnie! To był mój drugi błąd w jednym tygodniu. Jechałem 55 mil na godzinę. Za wolno. W tym czasie mijały mnie ciężarówki z szybkością 75 mil na godzinę.
Zawsze zastanawiałem się dlaczego przyczepa i ciągnik obwieszone są lampkami jak choinka! Brałem tylko pod uwagę uczucia miłości jakie mają kierowcy do swoich pojazdów. Teraz wiem że to nie tylko miłość! Autostrada w nocy przypomina pas startowy lotniska. Z ogromnym hukiem przetaczają się ogromne ciężarówy mijając się na wzajem. W nocy nie ma policjantów na drodze. Jeżeli są to nie z powodu ciężarówek.
Boję się jeździć osobowym samochodem w nocy na międzystanowych autostradach. Nie da się zatrzymać smoka na odległości mniejszej niż 200 metrów przy szybkości 70 mil na godzinę. A jeżeli starasz się zapobiec kolizji hamując ostro spowodujesz jeszcze większą katastrofę! Twoja przyczepa wyprzedzi ciągnik i zmiecie wszystko co się znajduje na 3-cim lub 4-tym pasie drogi. Jest to tak zwany "jack knife" czyli scyzoryk.
Wracając do tematu! Wjechałem na wzniesienie drogi i zjeżdżałem w dół. W pewnej chwili poczułem że lecę między gwiazdy! Dogonił mnie inny pojazd i zaczął hamować zauważywszy mnie dopiero za wzniesieniem. Ja jechałem 55 mil na godzinę, on 75. Różnica 20 mil na godzinę i duża różnica ciężaru spowodowała uderzenie w tył mojej przyczepy. Ja miałem załadowane tylko 1/3 przyczepy. Przeciwnik jechał chłodnią z pełną szafą chłodniczą. To że miałem mniej niż połowę towaru w przyczepie uratowało mi życie. Uderzenie zostało zamortyzowane konstrukcją przyczepy. Wszystkie osie zbiegły się razem. Pudło otwarło się jak kwiat, w obie strony. Miałem opuszczone osłony oczu chroniące przed światłami. Uratowały mi głowę przed rozbiciem. Przeciwnik miał mniej szczęścia! Wybił sobie wszystkie zęby o koło kierownicy.
Po zatrzymaniu się na poboczu wypadłem z szoferki na drogę i na czworakach uciekłem do rowu. Byłem w szoku. Przyjechała policja i świecąc mi w oczy latarkami pytali czy mogę odprowadzić to co zostało z ciężarówki do najbliższego zjazdu z autostrady. Tarasuję przecież jedną z najbardziej uczęszczanych dróg! Korek sięga już 10 mil.
Zgodziłem się. Widok który zobaczyłem poraził mnie. Cała autostrada, od mojej ciężarówki aż po Chicago zasłana była śnieżno białymi trupami. Helikopter policyjny oświetlał bladym słupem światła całe to pobojowisko. Wyglądało na to że roztrzaskał się szkolny autobus wiozący dziewczynki do pierwszej komunii. Nogi się pode mną ugięły.
Policjanci trzymali mnie krzepko pod ręce. Cały czas wydawało mi się że płynąłem nad ziemią! Po chwili dotarło do mnie że to nie trupy pensjonarek. To były tusze owiec które wypadły z chłodni.
Nieprzytomnego wsadzono mnie do szoferki i pojechałem w asyście kilku samochodów policyjnych na najbliższy postój.
Nie badano czy byłem pijany. Na przerażonej twarzy miałem zapisane wszystko. Powiedziałem sobie - "nigdy więcej" jeszcze tego samego dnia musiałem wrócić do Chicago na przesłuchanie i załatwienie formalności.
Dano mi spokój dopiero wtedy gdy znaleziono mnie śpiącego pod biurkiem. Jeszcze tydzień nie mogłem dojść do siebie.
To nie była moja wina. Uderzony zostałem z tyłu. Zmierzono drogę hamowania. Przestałem prowadzić ciężarówki. Jeszcze czasami w nocy mam wizję wypadku na trasie Chicago N.Y.C.