Witamy na naszej stronie internetowej Abslowenci 56

My, dzieci okresu wojennego byliśmy żądni wiedzy i dlatego, podobnie do strumyków, które podążały do  nurtu rzeki, myśmy jechali do Szkoły Inżynierskiej w Szczecinie. Naszym celem były studia z dziedziny mechaniki. Aby studiować w Szczecinie przybywaliśmy z różnych stron Polski i dlatego byliśmy różni: doświadczeniem życiowym, poziomem wykształcenia i wiekiem.  Nie różniła nas jedynie chęć bycia studentem. 

Do egzaminu wstępnego w 1952 roku zasiadła grupa młodych ludzi licząca około 300 osób, ale już po pierwszym semestrze pozostało nas troszkę więcej niż połowa, a studia ukończyliśmy w grupie 105 absolwentów -czteroletniego kursu inżynierskiego. W tym czasie Uczelnia uruchomiła drugi stopień nauczania. Skorzystaliśmy i kilkadziesiąt osób postanowiło przedłużyć studia. Byliśmy później pierwszymi magistrami Politechniki Szczecińskiej. W jakich warunkach i w jaki sposób zdobywaliśmy wiedzę oraz jakimi byliśmy studentami  opowie nam treść wspomnień napisanych przez naszego kolegę Mietka Walków. Wspomnienia, poważne i trochę prześmiewcze zawarte są w książce pt. "Kamraci" 

Mieliśmy szczęście, że od samego początku tworzyliśmy grupę ludzi serdecznych, koleżeńskich. Ludzi z poczuciem humoru i takimi pozostaliśmy przez lata; i tacy każdego roku (od 2002) spotykamy się na zjazdach. Na jednym z nich postanowiliśmy, że założymy stronę internetową, gdzie będziemy prezentować nasze wspomnienia, zjazdy i poprzez którą będziemy się mogli bardziej integrować. Na stronie prezentujemy zdjęcia ze Zjazdów wraz z opisami. Zamieszczamy je w dziale pt. Spotkania.

Czytaj więcej

SPOTKANIA

Nasz zjazd (19-20 września 1996r.) był szczególny z dwóch powodów: po pierwsze były to 50-te „urodziny” naszej Politechniki, a po drugie od dawna zapowiadał przybycie nasz kolega Rysiek Zambrzycki, który po wielu latach miał przyjechać prosto z Las Vegas i obiecywał, że podzieli się z nami swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami. Przy tej okazji na Zjazd przybyło jeszcze więcej naszej ferajny niż zwykle, a należy zauważyć, że na każdym zjeździe absolwentów nasza grupa jest najliczniejsza.

Poniższy opis ilustruje galeria zdjęć G2 Zdjęcia Rok 1996".

Uroczystości obchodów 50. Rocznicy powstania Politechniki w Szczecinie rozpoczęły się w Sali Opery i Operetki na zamku Książąt Pomorskich.

Po wysłuchaniu słów JM Rektora prof. dr hab. Inż. Stefana Berczyńskiego i przedstawicieli zaproszonych Gości, odśpiewaniu Gaudeamus przez Chór Politechniki i uroczystej immatrykulacji studentów, wszyscy udaliśmy się do katedry p. w. Św. Jakuba na Mszę Św. koncelebrowaną przez abp Mariana Przykuckiego.

Następnie na każdym Wydziale Uczelni odbyły się sesje naukowe.

Zajęliśmy miejsca w Audytorium Maksimum i poczuliśmy atmosferę jak za dawnych lat. Dziekan Wydziału dr hab. inż. Mieczysław Wysiecki- prof. ndzw PS w swoim doskonałym referacie wprowadził nas w historię pracy Wydziału Mechanicznego PS. Przedstawił osiągnięcia, a jednocześnie i obawy przed rysującą się przyszłością. W tych latach absolwenci zaczynali napotykać na brak zapotrzebowania na mechaników. Kurczył się rynek pracy szczególnie w zakładach czysto mechanicznych.

W programie przewidziano zwiedzanie laboratoriów, pracowni i zakładów. Byliśmy mile zaskoczeni zmianami i prowadzonymi pracami naukowymi. Rysiek Zambrzycki wypinał pierś i powtarzał jak mantrę „tak, wiedziałem, że my jesteśmy lepsi i lepiej kształcimy, tylko wiary nam brakuje”. Kiedy zapytaliśmy, co ma na myśli? Zrobił nam wykład:

„Koleżanki i Koledzy, my wcale nie jesteśmy gorsi od innych, a od Amerykanów znacznie lepsi i lepiej wykształceni i mamy jeszcze coś, czego oni nigdy nie osiągną. My mamy fantazję i umiemy radzić sobie nawet w najtrudniejszych warunkach, bo umiemy improwizować. Prawda, im można zazdrościć technologii, ale to nic trudnego, jeżeli ma się pieniądze, a oni je mają. Gdybyśmy mieli ich pieniądze bylibyśmy potęga technologiczną. No prawie, byśmy byli. Nam prócz pieniędzy potrzebne są jeszcze: rozsądek, zachowanie tego, co pożytecznego stworzyli poprzednicy, dbałość o to, co jest nasze rodzime. A najbardziej nam brakuje zgody i współdziałania dla dobra Ojczyzny. Zapytacie, dlaczego tak mówię? Dokładnie wiecie dlaczego znalazłem się w USA (wyjechał, bo był zaangażowany politycznie p. MW). Dyplom ukończenia studiów schowałem głęboko, bo by nikt nawet na niego nie chciał popatrzyć i nie mogłem obnosić się z nim. Nawet przed naszymi, a może przede wszystkim przed naszymi, dobrymi, ale prostymi ludźmi z Podhala, Siedlec czy Biłgoraja.. Byłem duży silny i to wszystko. Języka angielskiego nie umiałem na tyle, aby szukać pracy innej. Mieszkałem w slamsach Brooklynu’u i pracowałem fizycznie na różnych budowach, wykonując najcięższe roboty. Później kupiłem traka, takiego TIRA i woziłem nim towary pomiędzy Stanami. Padłem z powodu konkurencji, była silniejsza i bardziej bezpardonowa. Byłem kierowcą limuzyny i woziłem personel lotniczy pomiędzy lotniskami. Byłem też kierowcą cysterny. Rozwoziłem paliwo po stacjach paliwowych w Nowym Jorku. W końcu wyjechałem do Las Vegas, by tam szukać szczęścia. Tutaj postanowiłem robić to, czego mnie uczono na Politechnice i w Stoczni Szczecińskiej. Na początek stworzyłem firmę (małą), która zajmowała się naprawą wtryskiwaczy do silników okrętowych. Nie trafiłem. W tym czasie transport morski zaczynał podupadać. Były coraz mniejsze zapotrzebowania na statki. Produkowano okręty. A mnie tam było nie po drodze. Musiałem pracować w charakterze montera elektryka, na budowach.

Los chciał, że znalazłem pracę w biurze projektów, które projektowało: instalacje elektryczne i linie wysokiego napięcia. Teraz i ja okrętowiec projektuję, i to na komputerze, o którym na studiach nie miałem zielonego pojęcia. Zapytacie jak to możliwe? Odpowiem, że po Naszej Uczelni jest to możliwe. My jesteśmy przygotowani wszechstronnie, a do tego mamy.. fantazję”.

Zadawaliśmy jemu wiele pytań, na które chętnie odpowiadał.

Wieczorem zgromadziliśmy się w Klubie Politechniki gdzie, jak napisano w programie, była orkiestra taneczna, były dania gorące, zakąski i napoje. Nastrój też był wspaniały, wznosiliśmy toasty i wymienialiśmy poglądy ( patrz galeria zdjęć).

Kiedy tak siedzieliśmy przy długim stole, już wymieszani z kolegami z innych lat, a byli wśród nas też młodzi absolwenci i przysłuchiwali się naszym wspomnieniom, szczerze zazdroszcząc nam naszej wieloletniej więzi. Jeden z nich zwracając się do nas, zapytał: - Jak to się dzieje i na czym polega tajemnica, że wy znacznie starsi od nas tworzycie zwartą grupę i macie w sobie tyle radości życia i humoru? Nagle Rysiek zwrócił się właśnie do młodszych z tymi słowami:

Chciałem wam młodzi koledzy powiedzieć: nie wyjeżdżajcie za granicę, bo każda emigracja jest bolesna i dla Kraju i dla was samych, a wiedzę, jaką tu otrzymaliście możecie poświęcić Polsce. Zapewniam was, że wiedza ta jest znacznie bogatsza od wiedzy, jaką otrzymują np. Amerykanie. Mówię to z własnego doświadczenia. Ja ich wiedzą jestem rozczarowany. Natomiast ich technologia zrobiła na mnie wrażenie…”.

Rozmowy trwały do późnych godzin nocnych.

Na zakończenie Rysiek przyrzekł nam, że spisze to wszystko w formie wspomnień i nam je dostarczy. (powiedział i zrobił p. MW)

(Rysiek powrócił do Kraju i zamieszkał w Krakowie. Tam zmarł 11.02.05 i nie doczekał naszego zjazdu w 2006r. p MW)

Historia naszego Roku wyrosła z pnia historii Uczelni, zapisanej przez prof. W Olszaka w książce pt. 50 lat Wydziału Mechanicznego.

Powstawanie wyższej uczelni technicznej w powojennym Szczecinie było procesem trudnym i wymagało większego wysiłku niż w innych ośrodkach, nawet tych na Ziemiach Odzyskanych. Powód?

Powodów było kilka. Główny to ten, że ostateczne decyzje o przynależności Szczecina do Polski zapadły dopiero w lipcu 1945 roku. To prawie trzymiesięczne opóźnienie sprawiło, że później niż w innych ośrodkach rozpoczęło się osadnictwo, mniej też przybywało ludzi z kwalifikacjami niezbędnymi do tworzenia szkolnictwa wyższego. Nie mało znaczyło i to, że za czasów niemieckich nie było w Szczecinie wyższej szkoły technicznej, a jedynie Państwowa Zjednoczona Szkoła Budowy Maszyn, Budowniczych Okrętów i Mechaników Okrętowych (Vereinigte Technische Staatslehranstalten für Maschinenwesen und für Schiffsingenieure und Seemaschinisten zu Stettin) ze słabo wyposażonymi laboratoriami i pracowniami, które w wyniku wojny były znacznie zniszczone.

Potrzeby kształcenia kadry technicznej były jednak bardzo duże. Kadr inżynierów potrzebowały zakłady gospodarki komunalnej, komunikacja, budownictwo, przemysł, port. Na kształcenie się silnie naciskała młodzież, stanowiąca w Szczecinie znaczącą część społeczeństwa.

Szkoły średnie techniczne, które powstały w 1945 r. zaczęły powoli zaspokajać podstawowe potrzeby gospodarki miasta, natomiast brakowało kadry inżynierskiej.

Starania o utworzenie wyższej uczelni technicznej rozpoczęły się dość późno. Dopiero 14.06.1946 r. Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Szczecinie podjęło uchwałę, w której mówi się o skoncentrowaniu uwagi nad: utworzeniem politechniki i szkoły handlu zagranicznego. Miejska Rada Narodowa w dniu 12.08.1946 r. postanowiła; wszcząć starania o powołanie Politechniki Szczecińskiej (..) otwierając wydziały: mechaniczno- energetyczny, rolniczo-leśny i architektury..

Równolegle zaczyna działać społeczna inicjatywa młodzieży pod przewodnictwem Stefana Czarnowskiego, późniejszego studenta i absolwenta Wydziału Mechanicznego, który w lipcu 1946 r redaguje – memoriał w sprawie założenia politechniki w Szczecinie.

W imieniu Wojewódzkiej Komisji Porozumiewawczej Organizacji Młodzieży w Szczecinie, memoriał został rozesłany m. in. do Krajowej Rady Narodowej, Prezydium Rady Ministrów, do wszystkich Ministerstw, a nawet do Rady Głównej Polonii Amerykańskiej w Nowym Yorku. W tym czasie powstał Komitet Organizacyjny Politechniki Szczecińskiej pod przewodnictwem dr Konrada Patka, przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej.

Realizacja inicjatywy Komitetu nie była łatwa.. Istniały wówczas grupy, które reprezentowały inne poglądy np. ten, że Szczecinowi wystarczą dobre średnie szkoły techniczne, a co najwyżej szkoła inżynierska i to nie teraz.

Życie pokazało, że istnieją rozwiązania kompromisowe. W dniu 7.09.1946r Ministerswo upoważniło mgr inż. Bolesława Orgelbranda, dyrektora Szkoły Inżynierskiej w Poznaniu do zajęcia się sprawami organizacyjnymi Szkoły Inżynierskiej w Szczecinie. W dniu 27.09.1946r. odbyła się w Szczecinie konferencja z udziałem m. in. mgr inż. Józefa Maciejewskiego wiceprezydenta Szczecina, mgr inż. Bolesława Orgelbranda i mgr inż. Bolesława Briksa- dyrektora Państwowej Szkoły Technicznej w Szczecinie. Na konferencji zapadły postanowienia: Utworzyć raczej Szkołę Inżynierską niż Politechnikę… Utworzyć wydziały: Mechaniczny i Elektryczny z rekrutacją po 150 studentów na I rok studiów… Szczecin nie wyrzeka się Politechniki, lecz jest to sprawa dalszej przyszłości.

W dniu 21.11.1946r. przyjeżdżają do Szczecina Wiceminister Oświaty Eugenia Krasowska, Dyrektor Departamentu IV prof. Stanisław Arnold i Dyrektor Bolesław Orgelbrand.

W wyniku rozmów z miejscowymi władzami oraz Komitetem zapadły m. in. następujące postanowienia: na razie od dnia 1.12.1946 r. powołuje się w Szczecinie Wyższą Szkołę Inżynierską subsydiowaną przez Szkołę Inżynierską w Poznaniu, kierowaną przez dyrektora Orgelbranda. Od 1.02.1947 roku WSI w Szczecinie ma uzyskać samodzielność finansową..Zorganizowanie warunków do przekształcenia WSI w Politechnikę pozostawia się Komitetowi Organizacyjnemu… Fundusze na dalszą odbudowę Uczelni w wysokości

3 mln złotych wyasygnuje minister Eugeniusz Kwiatkowski z Delegatury Rządu ds. Wybrzeża.

Dalej zdarzenia następowały bardzo szybko. 2 grudnia 1946 r. rozpoczęły się wykłady na kursach zerowych. 20 stycznia 1947 roku Minister Oświaty Czesław Wycech podpisał dekret kreujący z dniem 1 grudnia 1946 roku Szkołę Inżynierską w Szczecinie z trzema wydziałami: Mechanicznym, Elektrycznym i Inżynierii.

Zajęcia na pierwszym roku na Wydziale Mechanicznym rozpoczęły się 15 lutego 1947 roku.

8 marca 1947 roku odbyła się uroczysta inauguracja roku akademickiego 1946/1947, z udziałem ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego- Delegata Rządu ds. Wybrzeża (przed wojną inicjatora budowy portu w Gdyni oraz Centralnego Okręgu Przemysłowego), przewodniczącego WRN dr Konrada Patka i Piotra Zaręby prezydenta Miasta.

31.12.1952 zarządzenie Ministra zmienia nazwę Wydziału Mechanicznego na Wydział Budowy Maszyn, a we wrześniu 1955 roku Szkoła Inżynierska zostaje przemianowana na POLITECHNIKĘ SZCZECIŃSKĄ”.

Byliśmy i jesteśmy żywymi świadkami tworzącej się historii powstawania i rozwoju naszej Uczelni- Politechniki Szczecińskiej. Często na naszych spotkaniach wspominamy wielkie (na owe czasy) zmiany organizacyjne, warunki w jakich przyszło nam studiować, mieszkać, ”wkuwać” do zaliczeń lub egzaminów, odpoczywać, korzystać z młodości, zdobywać solidne wykształcenie i być gotowym do obowiązków inżyniera. Po latach możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że nam to się udało.

W pierwszych latach po studiach byliśmy pochłonięci nie tylko pracą, a trzeba przyznać, że wymagano od nas wiele, czasem za wiele, bo potrzeby były ogromne, ale także warunkami życia osobistego. Zewsząd słychać było powiedzenie ”myśmy na wasze wykształcenie pracowali, teraz wy musicie odpracować” i dlatego nasze wynagrodzenia były dalekie od dostatecznych. Często mieszkaliśmy „kątem” lub w hotelach pracowniczych , a niektórzy mieli już rodziny i małe dzieci.

Dlatego pierwsze rocznice Uczelni i Zjazdy nie były liczne. Ze zjazdu absolwentów , z okazji 10. rocznicy Uczelni, a także Wydziału, odbytego dopiero w 1958 roku zachowało się niewiele materiału. Administratorzy STRONY dysponują tylko wycinkiem z Kuriera Szczecińskiego z dnia(?), który to pt. Zjazd Inżynierów-absolwentów Politechniki Szczecińskiej napisał

m. in. ”Wczoraj w mury Politechniki Szczecińskiej zjechali z całego Kraju jej dawni studenci-absolwenci Wydziału Budowy Maszyn. Okazją stało się 10- lecie istnienia wydziału. Ukończyło go w tym czasie ok. 500 inżynierów. Jakkolwiek część z nich pracuje dzisiaj w rozmaitych stronach Polski, znaczna ich część, bo ok.60 proc. Osiedliło się na Ziemiach Zachodnich, głównie w Szczecińskiem i Koszalińskim."

Koleżeńskie spotkanie zagaił absolwent Wydziału Budowy Maszyn, dzisiejszy asystent Politechniki, mgr inż. GNIEWOSZYŃSKI (zapewne Gniewoszewski Zbigniew- nasz kolega p. MW), po czym do byłych wychowanków przemówił obecny dziekan Wydziału mgr inż. Prof. ORDĘGA i Jego Magnificencja Rektor doc. dr PROWANS. Referat o historii Wydziału, jego osiągnięciach i obecnych pracach naukowych wygłosił absolwent Politechniki inż. TĘCZYŃSKI.

W ramach Zjazdu odbyła się immatrykulacja studentów I roku Wydziału Budowy Maszyn. O godz. 16 b. wychowankowie Politechniki spotkali się na wspólnym obiedzie. W godzinach wieczornych oglądali przedstawienia Operetki i Teatru.

Dalej Kurier donosi, że w dniu następnym „od godz.10 odbywa się konferencja naukowa Zjazdu”, na której będą wygłoszone 4 referaty, a wieczorem „Zjazd skończy się bankietem w Klubie Naukowca Politechniki Szczecińskiej”

Kurier zamieścił zdjęcie z podpisem: Na Zjeździe absolwentów Wydziału Budowy Maszyn PS spotkali się dawni jej wychowankowie m. in. mgr inż. Anna Zdun, pracownica Fabryki Motocykli , mgr inż. Gniewoszyński. (Z.Gniewoszewski p.MW), asystent PS...".

Rok 1971

Zjazd Absolwentów w 1971 roku z okazji 25 lat Politechniki i Wydziału spowodował, że wielu naszych kolegów z Kraju przyjechało do Szczecina. Niektórzy przyjechali z żonami. Był to pierwszy poważniejszy okres integrowania „Rodziny Akademickiej„ (wymyślił to nie żyjący już Janek Popielski ).

Jak przystało na Absolwentów najpierw bierzemy czynny udział w Konferencji Naukowej na Uczelni, spotykamy się z Profesorami i kolegami z lat starszych i młodszych, zwiedzamy katedry, pracownie i laboratoria, a wieczorem spotykamy się na uroczystej kolacji w stołówce Politechniki.

Spotkania kameralne odbywały się wówczas w mieszkaniach prywatnych. Z tego okresu zachowało się tylko jedno zdjęcie grupowe, które niżej prezentujemy.

Mamy nadzieję, że w Waszych zasobach "drzemią” zdjęcia ze spotkań kameralnych w tamtym okresie - oczekujemy na nie i obiecujemy zwrot.

Rok 1986

























Od lewej stoją: Szufliński, Kostecki, Zieliński, Karaś, Desz, Krawczuk, Zaleski, Nowosad, Solecka, Głębocki, Szałwiński
Skorupa, Gregorius, Kopczyński, Ługin, Świerczyński, Czajka
od lewej przykucnięci: Walków, Karczewski, Grzeda, Zambrzycki, Niemczyk, Neumann, Burba
Nasze spotkanie w 1986 roku we wrześniu (liczna obecność koleżeństwa z terenu całego Kraju) było bardzo owocne. Wówczas wpadliśmy na pomysł, aby pozostawić po sobie trwały ślad, tj spisać nasze dzieje w postaci wspomnień lub czegoś innego. Z pośród wielu propozycji, zaakceptowano Monografię.

Mietek Walków przystąpi od zaraz do zbierania materiałów do „Monografii Roku”. Wszyscy to popierają i solennie przyrzekają, że będą współpracować. Kilka dobrych chwil poświęciliśmy na zebranie aktualnych adresów, telefonów i innych potrzebnych informacji.

Z zachowanych materiałów wynika, że atmosfera Zjazdu w 40. rocznicę powstania Politechniki była wspaniała. Byliśmy w Audytorium Maximum i wysłuchaliśmy kilku referatów. Następnie zwiedzaliśmy laboratoria, instytuty, pracownie i podziwialiśmy postęp. Wydział posiadał obrabiarki sterowane numerycznie ( od roku 1976, dzięki FUB – HYDROMA, którą kierował MW) i prowadził wiele ciekawych badań. Do badan i obliczeń zaprzęgano już wówczas maszyny matematyczne „Odra”. Wielu absolwentów doktoryzowano. Na każdym kroku widać było wyraźny postęp.

W godzinach wieczornych byliśmy na uroczystym spotkaniu w Klubie Politechniki.

Zachowały się nieliczne zdjęcia z tego okresu, ale mamy nadzieję, że po obejrzeniu tego, co prezentujemy w galerii "G1 Zdjęcia Lata 1958 do 1986" udostępnicie swoje materiały dotychczas nam nieznane.

Wolin _Wineta_Jomsborg. Początki osady Wolinian sięgają VIII wieku nowej ery. Ibrahim ibn Jakub w  965 roku pisał: (…) Wolinianie posiadają potężne miasto nad oceanem, mające dwanaście bram. Ma ono przystań, do budowy, której używają przepołowionych pni. Wojują oni z Mieszkiem, a ich siła bojowa jest wielka.

Nie mają króla i nie dają się prowadzić jednemu władcy. Władzę sprawują starsi (…)
Natomiast Adam Breneński w XI wieku tak opisał Wolinian: (…) Przesławne miasto Jumne (Wolin) jest to rzeczywiście największe z miast, jakie są w Europie. Zamieszkują go Słowianie łącznie z innymi narodami, Grekami i barbarzyńcami.
(...) Także sascy przybysze otrzymują prawo zamieszkania, byleby tylko przebywając tam nie występowali z oznakami swego chrześcijaństwa. Wszyscy, bowiem, mieszkańcy tego miasta jeszcze dotąd podlegają błędom pogaństwa, ale pod względem obyczajów i gościnności nie znajdzie się lud bardziej uczciwy i przychylny(…)

Analizując historię Wolina wiemy, że z osady rzemieślniczo handlowej w VIII wieku już pod koniec IX stulecia Wolin uzyskał charakter miejski. Po przyłączeniu Wolinian do Polski w 957 roku, miasto zyskało zaplecze handlowe i stało się pierwszym portem morskim państwa polskiego. Pośrednicząc pomiędzy wielkim państwem, a zamorskim światem szybko mogło rozwijać się nie tylko samo miasto, ale pomnażać dobra okolicznych miejscowości współpracujących z Wolinem.

Mieszko I doceniając jego strategiczne położenie otoczył miasto półkoliście potężnym wałem o konstrukcji hakowej, powszechnie stosowanej na ziemiach piastowskich. W tym czasie powstała przystań rybacka (portowa) o długości około 300 metrów, do której można było dopłynąć wąską, znaną jedynie wtajemniczonym, drogą wodną. W ten sposób port był broniony przed niechcianą flotą. 

Nagłe wtargniecie wroga do portu w Wolinie chronił także most zwodzony na Dziwnie, który zbudowano w pierwszej połowie X wieku. Wokół miasta rozwijały się przedmieścia i osady dostarczające żywność i wszelkie wyroby. Handel odbywał się na placu targowym z przystanią na Srebrnym Wzgórzu.

W XI wieku na przedmieściu po zachodniej stronie wałów kwitła produkcja brązownicza. Rybackie przedmieścia rozwijały się na południu. Obliczono, że w okresie prosperity, kompleks miejski ciągnący się wzdłuż Dziwny, na około 3 kilometrów, zamieszkiwało 6-8 tysięcy mieszkańców.

Podstawę bogactwa Wolina stanowiło rzemiosło i handel (…) Handel ich dociera lądem i morzem do Rusów i do Konstantynopola - pisał cytowany wcześniej Ibrahim ibn Jakub. Wojny polsko niemieckie na początku XI wieku i późniejsze oraz osłabienie Polski były przyczyną rozluźnienia politycznych związków z Pomorzem. W 1007 roku wysłannicy wielkiego miasta Livilni (Wolina) przybyli na dwór cesarza niemieckiego Henryka II ze skargą na Bolesława Chrobrego. Była to próba usamodzielnienia się dumnej republiki kupieckiej, która nie chciała rezygnować z dotychczasowego pośrednictwa handlowego.

W wieku XI Wolin stał się siedliskiem piratów słowiańskich zwanych chąśnikami i ówcześni uważali Wolin za gniazdo zbójeckie, które należy zniszczyć. W roku 1043 król duński Magnus Dobry w odwecie za spustoszenie wybrzeży duńskich przez piratów najechał Wolin, palił, wycinał obrońców, zagarniał dobytek i niewolników. W ten sposób chciał poskromić szerzące się piractwo na Bałtyku i Morzu Północnym. Ponieważ Wolinianie nie pozostawali dłużni zniewagi i nadal gnębili Duńczyków, w roku 1098 Eryk Eiegod ponownie najechał Wolin. I była to wyraźnie następna ekspedycja karna.

Po odzyskaniu władzy nad Pomorzem Bolesław Krzywousty w roku 1124 skierował do Wolina misję chrystianizacyjną pod przewodnictwem biskupa Ottona z Brambergu, a papież Innocenty II wyraził zgodę na założenie w Wolinie biskupstwa. Pierwszym biskupem został kapelan króla Wojciech, ale zdecydowany protest cesarza niemieckiego Lothara i arcybiskupa magdeburskiego pokrzyżował plany Krzywoustego.

W roku 1188 papież Klemens III bullą podporządkował biskupstwo w Wolinie Watykanowi (jako misyjne). Ciekawostką tamtego okresu jest to, że chrystianizacja zaowocowała liczniejszymi wiadomościami na temat izolowanego dotąd od chrześcijańskiej Europy Pomorza. Z jednej strony pisano w kronikach o Wolinie:, (…) że jest to lud doświadczony w walkach na lądzie i morzu, przyzwyczajony do rabunku i łupieży, w przyrodzonej jakiejś dzikości był zawsze nieposkromiony, a zaraz potem ten sam kronikarz (Herbord) pisze: (…) taka między nimi jest wiara i społeczna świadomość, że całkiem nie najdziesz między nimi złodzieja lub oszusta. Skrzyń nie zamykają, zamka ani klucza u nich nie widzieliśmy. Nie obawiają się żadnego oszustwa, bo go i sami nie uznają. Stoły tam zawsze są pełne jadła i picia. O jakiej porze chciałby się posilić gość albo domownik, znajdzie wszystko na stole przykryte czystą chustą…

W drugiej połowie XII wieku następuje spadek znaczenia miasta. Składa się na to wiele przyczyn: zmiany społeczno ustrojowe, konkurencyjność innych ośrodków mających lepsze powiązanie i oparcie w zapleczu gospodarczym (chociażby Kamień Pomorski), a także zamulenie Dziwny, która stała się nieżeglowną. Los miasta przesądziły ostatecznie wyniszczające kraj i miasto najazdy duńskie. Ciekawą postacią związaną z Wolinem był Jan Bugenhagen zwany Doktor Pomeranus. Podajemy link: http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Bugenhagen

Dzisiejszy Wolin powstaje z ruin po zniszczeniach II wojny światowej coraz piękniejszy. Miasto gminne powiatu kamieńskiego, leżące na skrzyżowaniu dwóch różnych szlaków (drogowego i wodnego) ma wszelkie możliwości do odrobienia tego, co zabrały wieki niepowodzenia. W chwili obecnej trudno by było budować przyszłość na wytwórczości i handlu jak za dawnych czasów, ale jako ośrodek turystyczno – wypoczynkowy i poznawczy w zakresie historii i archeologii, ma wielką przyszłość. Co zresztą widać dzisiaj na każdym kroku. I myśmy się o tym przekonali.

Osobisty kontakt, poprzez spotkania środowiskowe, zjazdy i kontakty towarzyskie, są najlepszą formą integracji grupy absolwentów, jaką jest Nasza Grupa. Ze spotkań tych, powstała całkiem spora foto-teka, którą prezentujemy na „Naszej Stronie”. Do niej staramy się dodać słowo w formie opisu lub komentarza.

Naszym zamierzeniem jest poinformowanie szerokiej rzeszy internautów o życiu grupy byłych studentów Politechniki Szczecińskiej, Wydziału Mechanicznego, która od samego początku jest wyjątkowo zaprzyjaźniona i stara się tę przyjaźń pielęgnować. Z jednej strony ubolewamy nad tym, że dopiero teraz, w okresie „bardzo spóźnionej wiosny” możemy korzystać z techniki komputerowej , internetu, aparatu foto o zapisie cyfrowym. Narzędzia te mogłyby zapisać wiele więcej niż nam udało się zachować z lat przeszłości.

Obecnie cieszymy się, ze możemy korzystać z tej techniki, która pozwala na zapisy dnia dzisiejszego, odtworzenie i prezentowanie tego, co było następcom, a także tworzenie kontaktów między nami, ludźmi o mniejszej wydolności ruchowej.

Własnymi siłami stworzyliśmy (i dalej rozwijamy) stronę internetową, która ma służyć nie tylko nam, ale naszym następcom. Tylko Oni jeszcze o tym nie wiedzą!

Pod tytułem „SPOTKANIA” znajdziecie mili internauci opisy galerie zdjęć z opisami i skromnymi komentarzami.